Moje trzy drogi do harcerstwa
No i stało się:dh,Andrzej Bira obiecał i dotrzymał słowa.Napisał o sobie troszkę a ja wam udostępniam tekst:Dla zaiteresowanych w rubryce szukaj wpiszcie Bira -a znajdziecie sporo informacji o dh.Andrzeju - polecam.
Moje trzy drogi do harcerstwa
Pierwsza, bardzo krótka droga, wiodła przez Szkołę Podstawową nr 7 w Jeleniej Górze na początku lat 60-tych ub. wieku. Tu drużynę prowadził Konrad Mieczkowski, a zbiórki odbywały się w harcówce na drugim piętrze. W tym tajemniczym pomieszczeniu wisiały modele samolotów i stąd dochodziły często chóralne śpiewy harcerskich piosenek; stąd też wychodzili fanfarzyści i werbliści na szkolne uroczystości. Wielu chłopaków chciało brać udział w mających tu miejsce wydarzeniach, ale jakoś nie starczyło odwagi, by zaczepić druha Konrada.
W końcu zdecydowałem się. Moim zastępowym był dh Ryszard Babczuk, bardzo wymagający i pedantycznie dbający o czystość i wymogi dotyczące munduru swych podopiecznych. Od druha Konrada dostałem od razu model jaskółki do samodzielnego wykonania, jako jeden z niezbędnych warunków dalszego udziału w harcerskich przedsięwzięciach. Model ten puszczałem potem wielokrotnie z okna korytarza na drugim piętrze mojego bloku, ku wielkiemu zdziwieniu siedzących w ogródkach lokatorów.
Kolejnym zadaniem – tym razem z udziałem starszych harcerzy - było nawiązywanie łączności telefonem polowym między Szkołą Podstawową nr 7 przy ul. Okrzei a Szkołą Podstawową nr 11 przy ul. 1-go Maja. Był to wtedy cud techniki, wywołujący prawdziwe zbiegowisko wokół.
Wszystkie zadania i przedsięwzięcia realizowane pod kierownictwem dh. Konrada miały przygotować drużynę do wyjazdu na wakacyjny obóz nad jeziorem.
Ta przygoda z harcerstwem została dość brutalnie przerwana. Moi Rodzice stwierdzili, że należy ze wszystkiego zrezygnować i poświęcić cały czas przygotowaniu do egzaminu wstępnego do liceum ogólnokształcącego. Faktycznie, dostać się było trudno, jako że było kilku kandydatów na jedno miejsce...
Kolejne zetknięcie się z harcerstwem miało miejsce w czasach nauki w jeleniogórskim Studium Nauczycielskim. Tu pedagogikę wykładał Mieczysław Walczak – osoba o najwyższych notowaniach w hierarchii ZHP na szczeblu wojewódzkim a nawet krajowym. Przekonał on władze uczelni, że trzeba wykorzystać fakt istnienia w Cieplicach Centralnej Szkoły Instruktorów Zuchowych i spowodować zetknięcie się – przeważnie po raz pierwszy – przyszłych nauczycieli z harcerstwem. Wkrótce poszczególne roczniki zaczęły uczestniczyć w trzydniowych kursach z pełnym zakwaterowaniem. Komendantem Szkoły był wówczas dh Andrzej Świątek a naszą drużynową została na ten czas dh Bożena Masarczyk - póżniejsza / w latach 1973-1974/ komendantka Szkoły. Zajęcia prowadzili z nami m.in. Gabriela i Wojciech Dudkowie, a do imprez przygotowywali Danuta i Bolesław Perlowie. Wszystko odbywało się wg procedur obowiązujących w harcerstwie. Uczono przy tym gier i zabaw terenowych; ćwiczono z nami rozmaite pląsy, m.in. słynne „Dwom tańczyć się zachciało...”; na każdym kroku podkreślano naczelne przesłanie harcerstwa: godność – patriotyzm – sprawiedliwość – działalność na rzecz środowiska.
Kiedy dostaliśmy zadanie zorganizowania spektaklu w ramach teatrzyku samorodnego, jakoś nie dotarło do nas, że ma być to forma krótka. Ten typ scenki rodzajowej ma świadczyć o pomysłowości realizatorów i że ma zawierać cel wychowawczy, poznawczy i kształcący.
My natomiast popełniliśmy gafę i przedstawiliśmy „Balladę o cysorzu”, zaczynającą się od słów „Cysorz to ma klawe życie...” Na wzór greckiej tragedii trzyosobowy chór dośpiewywał fragmenty tekstu, opowiadające o dziejących się właśnie wydarzeniach. Tak więc w pewnym momencie przyniesiono cysorzowi /był nim Adam Zindulski – późniejszy wieloletni dyrektor Wrocławskiego Ośrodka Kultury/, piękną cysorzową – faktycznie piękną studentkę – Barbarę Kotynia. Kelnerzy uwijali się, przynosząc coraz to nowe półmiski, itd.
Ubaw był co niemiara, wszak zadbaliśmy też o odpowiednie stroje i inscenizację. Widzowie pokładali się ze śmiechu, ale kierownictwo Szkoły z dezaprobatą odniosło się do przedsięwzięcia.
Wkrótce gafa została naprawiona, bo znów studenci filologii polskiej mieli zorganizować wieczornicę patriotyczną, a to wykonano perfekcyjnie. Była frapująca, krótka gawęda członka ZBOWiDu; były pieśni patriotyczne; kilka osób opowiedziało niewielkie epizody z wojennej tułaczki swoich rodziców, a całość rozpoczynał wiersz Władysława Broniewskiego pt. „Kiedy przyjdą podpalić dom” w wykonaniu piszącego te słowa – Andrzeja Biry. Wspomnę nieskromnie, że kadra Szkoły złożyła recytatorowi gratulacje, jako że wykonania w takiej konwencji jeszcze nie słyszano.
Po zakończeniu kursu oczekiwaliśmy jakiegoś patentu – zaświadczenia o jego odbyciu. Dh. Bożena Masarczyk stwierdziła, że ten kurs to namiastka kursu, jaki zazwyczaj w tej szkole się odbywa. Nie zostały zatem spełnione wymogi formalne i programowe – chodziło natomiast o to, by studenci „połknęli bakcyla” i w przyszłości w swojej pracy zawodowej decydowali się na prowadzenie drużyn zuchowych, uzupełniając następnie obecnie zdobytą wiedzę na pełnoprawnych kursach.
Trzeci etap drogi ku harcerstwu, to początek pracy zawodowej w Szkole Podstawowej w Mysłakowicach. Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego, dyr. szkoły - Irena Dorożyńska poprosiła czwórkę nowo przyjętych nauczycieli i stwierdziła, że marzy jej się szkoła tętniąca życiem, gdy lekcje danego dnia już się zakończą. W związku z tym: „...pan Andrzej Bira w ślad za pismem z Aeroklubu Jeleniogórskiego ma ukończyć kurs stacjonarny modelarstwa lotniczego. Następnie ma zorganizować drużynę harcerską o profilu lotniczym i dołączyć do działań prowadzonych przez dh. Irenę Smolnik – szczepową i komenda Ośrodka ZHP – Stefana Traczyka. Równocześnie proszę wykorzystać umiejętności zdobyte na kursie i zorganizować modelarnię lotniczą.”
Pozostali koledzy też dostali swój „przydział”, a to zespół tańca ludowego, a to zespół instrumentalny, to znów kółko wokalne. Wkrótce odbyłem kurs w Centralnej Szkole Instruktorów ZHP w Warszawie, uzyskując patent drużynowego.
Po kilku tygodniach zaczęły odbywać się zajęcia w modelarni we współpracy z modelarnią przy DZPL „Orzeł”, którą prowadził Ludwik Szczurek. Otwarto harcówkę; drużyna otrzymała wówczas imię Dywizjonu 303; zorganizowano, dzięki pomocy pilota Stanisława Basiory, trzydniowy biwak na lotnisku, połączony z wielkim przeżyciem dla uczestników– pierwszym w życiu lotem szybowcem. Drużyna brała udział w corocznych Dniach Latawca, organizowanych m.in. przez PSS „Społem”, w zimowych, międzynarodowych zawodach spadochronowych, w rozmaitych pokazach lotniczych i zlotach, np. samolotów AN-2.
Działalność mysłakowickiej drużyny ZHP im. Dywizjonu 303 wkrótce stała się znana władzom oświatowym i kierownictwu Aeroklubu. Najlepszy dowód, że w maju 1970 roku odwiedzili szkołę i spotkali się z całą harcerską społecznością uczestnik bitwy o Anglię, dowódca Dywizjonu 303, as myśliwski – gen. Stanisław Skalski oraz prezes Polskiego Aeroklubu – gen. Władysław Jagiełło.
Andrzej Bira
Jelenia Góra, 30.12.2023 r