Dh.Danuta i jej podsumowania!
Na moje ręce dotarły w rękopisie osobiste wspomnienia dh.hm.Danuty Sitek.
Bardzo osobiste,wzruszające i szczegółowo opisujące jej życie.Zapraszam do lektury a członków kręgu FEN proszę o opinię i wasze przemyślenia.Warto zająć stanowisko po wielu wielu latach.Czekam by wzbogacić nasze muzeum i ocalić od zapomnienia -Warto!
Garść harcerskich wspomnień.. Miałam 12 lat kiedy ze spakowanym plecakiem szarym harcerskim mundurku pojechałam na obóz do Tarnówka w okolicach Sławy.
Życie obozowe było ciekawe, czasem zaskakiwało, owiane tajemnicą obrzędowością, sentymentem, nastrojowymi piosenkami przy ognisku- zapewne nie do końca to rozumiałam. Najważniejszy był jednak druh oboźny phm. Józef Tarczyński, który dla nas małolatów i biszkoptów był kimś bardzo ważnym i On - odczarował przed nami harcerstwo.
Tu radosna i szczęśliwa dh.Danuta z harcerkami z Lwówka. Ewa z proporcem
Myślę, że dla wielu z nas stał się „ iskierką”. Tak zaczęła się moja przygoda „pod ramionami Krzyża harcerskiego”. I z krótkimi przerwami trwa nadal. Na początku była to tylko fascynacja, potem zdobywanie szlifów, praca nad sobą, spełnianie się w roli instruktora ZHP. Z biegiem lat próbowałam zarazić miłością do harcerstwa dzieci i młodzież też pragnęłam być dla nich iskierką, może nawet przewodnikiem stada, głosem, za którym pójdą, aby marzyć i przeżywać wiele, wiele wzruszeń, budować więź emocjonalną na zbiórkach, obozach, biwakach, zimowiska. Na początku trochę po omacku oraz trochę nieudolnie prowadziłam obozy i szkolenia. Z roku na rok zdobywałam, gromadziłam nowe doświadczenia, wykorzystywałam wiele umiejętności w pracy z dziećmi, a głównie z młodzieżą.
Młoda, przeszkolona kadra instruktorska była moim oczkiem w głowie, zachęcałam tę młodzież do znajdowania swego miejsca w organizacji. Nadszedł 1975r- reorganizacja województw, powstaje województwo Jeleniogórskie i Komenda Jeleniogórskiej Chorągwi ZHP. Kierując wydziałem harcerskim, zgromadziłam wokół siebie młodą, ambitną i pełną pomysłów kadrę instruktorską. W 1977r. zorganizowałam chorągwiany kurs drużynowych harcerskich w Ustce z kadrą, którą stanowili :Marianna Majer, Sławomir Augustyniak i Józek Kuchto. Bardzo chętnie siadałam z oboźnym i drużynowymi w nocy przy ognisku w wysokim sosnowym lesie, aby snuć marzenia i tęsknoty o harcerstwie sprzed lat.
Myślę, że wtedy w Polsce jeszcze nie było ani atmosfery ani akceptacji powrotu do korzeni-do formuły harcerstwa sprzed 60 lat. Jeździłam ze Sławkiem oraz Józkiem na zimowiska, a w 1979 roku na obóz do Rowów. Nasz obóz był wizytowany przez Główną Kwaterę ZHP. Zaleceniem Zespołu Wizytującego było śródroczne kontynuowanie spotkań z uczestnikami z kursu, aby móc ocenić ich umiejętności wykorzystania zdobytej wiedzy w praktyce, czyli drużyną harcerską.
Nasze marzenia organizacyjne zaczęły się krystalizować. Oboje ze Sławkiem już wtedy wiedzieliśmy, jak działać programowo i organizacyjnie i wtedy zaczął „ rodzić” się pomysł założenia kręgu instruktorskiego przy Komendzie Chorągwi . Jestem pewna że przegadałam ze Sławkiem nie jedną noc przy ognisku. Na razie nie opowiadaliśmy szczegółów.
W planach było zimowisko 1980 roku, potem letni obóz szkoleniowy - Kurs drużynowych pierwszego stopnia, kolejne zimowisko już w 1981r oraz letni obóz zakończony założeniem kręgu. To był plan bardzo realny. Założyliśmy że formowanie kręgu rozpoczniemy latem, stąd też na zimowisku w Lubomierzu nie zdradzałam szczegółów, ale zachęcałam wszystkich do wzięcia udziału w kursie drużynowych. W Lubomierzu zaczęliśmy przyjaźń z wieloma uczestnikami wspólnie z Teresą Raszewską wprowadziliśmy do zajęć dużo obrzędowości tradycji i to w internacie, w którym był kiedyś klasztor, bardzo się udawało. Wiosną1980 roku kolejne robocze spotkanie ze Sławkiem powstaje szczegółowy program kursu i chyba wtedy używamy po raz pierwszy nazwy Krąg Drużynowych Harcerskich FEN. Termin obozu 29. 0 7.- 19 .08.1980 roku. (w tym czasie odbywają się Letnie Igrzyska Olimpijskie w Moskwie, zbojkotowane przez wiele państw zachodnich). Przygotowania szły pełną parą zakupiono chusty, które przeznaczono na proporce zastępów, drzewce, mulinę, nici igły, materiały papiernicze, biurowe i potrzebne do wykonania zdobnictwa obozowego. Ktoś zaprzyjaźniony uczył biało- czerwone opaski dla służb wartowniczych. Opracowaliśmy wszystkie regulaminy, kartę sprawności oraz zadań zespołowych. Z pełnymi kartonami przyjechaliśmy na obóz- nie zabrakło sznurka gwoździ, żyłki, świec i innych materiałów, dlatego mogliśmy od razu ruszyć do pracy. Na obozie obowiązywały uczestników bluzy HSPS, krajki berety, kadra głównie w galówkach, a jedynie Wojtek w krótkich spodenkach zielonej bluzie z czarną chustą.
Pozostały pamiątkowe zdjęcia z wręczenia przez Sławka proporców zastępom i z odprawy służby wartowniczej, apeli czy zakończenia kursu I stopnia, którego on był szefem. Na kurs przyjechało kilkunastu uczestników zimowiska z Lubomierza, większość została zrekrutowany przez Komendy hufców. Były silne ekipy z Pieńska, Węglińca, Olszyny, Bolesławca, a kadrę stanowili Sławek Augustyniak- komendant kursu
Wojtek Olszański- oboźny
Teresa Raszewska- kurs zastępowych
Ewcia Karp( wtedy Gierasińska) i Małgorzata Nobis ( Strycharska)- drużynowa.
Stosujemy rozbudowaną obrzędowość, realizację sprawności i zadań zespołowych -do dzisiaj zachowały się kartki notatki drużynowych z wnioskami o przyznanie sprawności poszczególnym uczestnikom. Znamy też nazwy zastępów, które sumie obowiązywały w 1980 roku oraz 1981 Bartnicy Flisacy, Polanie, Woje, Kasztelanki, Płomykówki.
Pewnego pięknego słonecznego dnia po śniadaniu zaprosiliśmy uczestników kursu do stołówki. Młodzież bez entuzjazmu przyjęła do wiadomości spotkanie z duetem komendantów. My byliśmy przygotowani, powiedziałabym nakręceni ideą, oni- bez wyrazu - zapewne czekali na plażowanie, z którego już korzystali poza namiotami: Tereska i Wojtek. Długo snuliśmy naszą wizję - żadnej reakcji ze strony młodzieży. W pewnym momencie zaczęłam mówić o naszych marzeniach „ wyobrażamy sobie, że stoimy na polanie, a z różnych stron lasu wyłaniają się grupy harcerzy z proporcjami a Wy młodzi instruktorzy meldujecie oboźnemu, komendantowi gotowość swoich drużyn zastępów do ogniska -taki był sens. Sławek coś jeszcze dopowiedział i wtedy chyba po raz pierwszy może od 2 godzin zobaczyłam ten blask w ich oczach. Był to sygnał, aby kuć żelazo póki gorące. Nie byliśmy chyba do końca przekonani, że idea chwyciła, ale zaczęliśmy ją drążyć stąd obiecaliśmy, że wrócimy do tego pomysłu i tak się stało.
Kurs przebiegał zgodnie z planem, Sławek wymyślał coraz to nowe zadania, których celem było cementowanie grupy. Później rozmawialiśmy niejednokrotnie z udziałem kadry o umundurowaniu pracy instruktorskiej, zimowisku, które nas czeka, biwaku i obozie w Rowach w 1981 roku. Odczuwaliśmy duże zaangażowanie, głównie Ewy Gierasińskiej i Małgosi Strychalski i akceptację wielu uczestników.
Uzgodniliśmy, że na obóz dziewczęta pojadą w szarych mundurach a chłopcy w zielonych bluzach, krótkich spodenkach. Obowiązywać będą czarne chusty, getry i pionierki a na głowach rogatywki. Po obozie, wracając nocą przez las do Cieplic z Wojtkiem, powstaje w jego inicjatywy pieśń kręgu zmodyfikowana pieśń żeglarska” Choć burza huczy wkoło nas”.
Ze Sławkiem spotkałam się na roboczo 1 .09.1980 roku na inauguracji roku szkolnego połączonej z wręczeniem sztandaru i nadania imienia Jeleniogórskiej Chorągwi ZHP, był chorążym Pocztu sztandarowego. Myślę, że po moim powrocie z Kazachstanu i Uzbekistanu a przed Jego wyjazdem na uczelnię jesienią1980 roku przegadaliśmy wszystko kilka razy, ustaliliśmy szczegóły drogi do założenia Kręgu, a nawet programu obozu, przydział funkcji. Tę drogę i inne ważne ustalenia spisał Sławek, były też listy do uczestników kursu zachęcające do zdobycia szarotki.
Bardzo wzruszyłam się po 40 latach, ponieważ nigdy nie widziałam spisanych przez Sławka programów przemyśleń, listów, które nigdy nie zostały wysłane do uczestników, ale dziś można je oglądać w oryginale. Zapewne dokładnie były w mojej głowie, ponieważ odtwarzałam cały plan działania. Naszą przemyślaną drogę, tak jak to sobie ułożyliśmy dawno temu. Odbyło się zimowisko w Szklarskiej Porębie. Sławek nie mógł przyjechać, był w Zieleńcu. Było duże zainteresowanie udziałem w zimowisku, chociaż nie byłam zadowolona rozmieszczeniem przez Teśkę uczestników w dwóch obiektach. Ci, którzy byli z nami w Rowach, mieszkali w głównym budynku i nazwano ich fenowcami. Nie spotkało to się z akceptacją młodzieży, która przyjechała po raz pierwszy na szkolenie. Udało się tę niewychowawczą sytuację opanować. Budowaliśmy więź przyjaźni, przeprowadziłyśmy szczegółowe zasady, współzawodnictwo i pierwszą selekcję kandydatów do Kręgu którego jeszcze nie było. Musiałem ulec tak jak Piotrowi Czernigiewiczowi, który skwitował moje wątpliwości odnośnie udziału w grupie kandydatów, oświadczeniem- Ja i tak będę w FEN-ie, a może udowodnię druhnie, że będę zasługiwał na to, aby być w grupie Kandydatów- ja dodałam, dobrze, Piotrze, daję Plus jesteś kandydatem. Szybko zmieniłam zdanie, byłam zbudowana jego pewnością i marzeniem. Dobrze, że Piotr do dzisiaj jest naszym przyjacielem.
Wśród kandydatów znaleźli się nowi Kozłowski Zbyszek, Fink, Leszek i zapewne inni. Była zima. Niepokoje w Polsce strajki, Lech Wałęsa w Cieplicach w Fampie na spotkaniu w Gencjanie z członkami NSZZ Solidarność. Zostałem zastępcą Komendanta Chorągwi. Ten wybór trochę skomplikował moją sytuację. Czarek Wiklik został moim szefem. Odbył się VII Zjazd ZHP. Dużo zmian w statucie, regulaminach powrót do tradycji. Ze Sławkiem chyba się nie spotkałam, ale powstał plan pracy obozu, bardzo szczegółowy. Mogłam ten dokument przeczytać dopiero w 2021r we wrześniu, czyli 40 lat po obozie. Na majówkę pojechaliśmy na zamek Grodziec. Było ciekawie, czasem strasznie. A potem były Rowy. Nie dojechał, nie miałam z nim żadnego kontaktu. Ktoś powiedział, że wyjechał na stałe do Austrii. Czułam się pusta, może nawet zdradzona i poza nawiasem, ale musiałam się ogarnąć oraz wziąć do pracy. Ze Sławkiem mieliśmy pomysły na rozkochanie w harcerstwie młodzieży, teraz zbieram wszystkie sznurki do swojej dłoni, bo muszę tym zarządzić. Nasze wspólne rozmowy, przemyślenia są teraz w mojej głowie. Mam nadzieję, że dam radę, że niczego nie ominę. Nie ma czasu na rozpamiętywanie muszę działać. Obóz podzielony na zastępy, nazwy zastępów takie same jak w poprzednim roku proporce w kartonie przywiezionym z Komendy Chorągwi. Pierwsze 3 dni bardzo pracowite na placu apelowym staje rzeźba obelisk jak zwał tak zwał, na którym sprytnie wspina się Wojtek-oboźny. Regulaminowe umundurowanie, czarne getry i chusty rozpoczęto intensywne szkolenie, zajęcia z dziećmi, Ewcia i Gosia zdają egzamin na 5. „Stara wiara” trzyma się mocno, nowi zapewne też dojadą na szczyt i zdobędą szarotkę. Cieszę się, że uczestnicy kursu są nakręceni i w większości marzą o tym, aby znaleźć drogę do celu, czyli stać się członkami kręgu FEN. W czasie obozu młodzież zdobywała sprawność harcerską „Trzy pióra”. Było to dla nich ogromne przeżycie. Została opracowana wspólnie specjalna obrzędowość wymarszu i powrotu. Jestem pewna, że po ponad 40 latach zdobywcy tej sprawności opowiedzą jeszcze raz o swoich doznaniach, przeżyciach, a może ujawnią skrywane od lat tajemnice.
Mimo Wszystko nie jestem pewna, czy wszyscy wypełnili zadania zgodnie ze swoim sumieniem, ale to już problem tych, którzy oszukali przede wszystkim siebie. Codziennie dokładaliśmy coś nowego do koncepcji FEN-u, dokonywaliśmy wyboru kandydatów do tak zwanej I kadrowej FEN-u. Wydaje mi się, że na liście było 24- 25 osób. Listę chyba otwierał Augustyniak Sławek, bo jego nazwisko na A Bardzo wierzyłam, że Sławek pojawi się za chwilę, ale stało się to dopiero po 40 latach. On nigdy nie mógł doświadczyć tych wspaniałych chwil, mimo że w jego szczegółowych scenariuszach i wizjach to doskonale wybrzmiewało. Dziś, po latach można dzięki zachowanym się programom, planom, scenariuszom wszystko zweryfikować i zapewne w większości tak to przebiegło. Zaczęły się przygotowania do zawiązania kręgu, które zaplanowano na 12 Września 1981 roku w Bożkowicach, a potem w ruinach zamku Rajsko. Dokładnie przydzielano zadania. Gosia Strycharska wyszywała 2 proporce inni naszywki, ekipa udała się do Krakowa po brakujące guziki. Pod wieczór spotkaliśmy się w ruinach zamku ze Stasiem Chłopeckim po ciemku zbieraliśmy leśną miętę i wręczaliśmy naszywki i po gałązce mięty. Długo wielu z nas nosiło w dowodach osobistych czy książeczkach instruktorskich zasuszoną pachnącym latem miętę jak w piosence. Było mnóstwo emocji i wzruszeń, do późnej nocy śpiewaliśmy piosenki przy ognisku. 13.09. 81 roku odbył się uroczysty apel, w którym uczestniczyły drużyny i zastępy wybierające się na jubileuszowy zlot harcerstwa na Krakowskich Błoniach. Na ten zlot pojechała również reprezentacja młodego kręgu FEN. Przyjaźń rozpoczęta w1980 roku, a może wcześniej nabierała mocy. W październiku zorganizowałam zbiórkę KI FEN traktowaną jako kontynuację kursu drużynowych na zamku Chojnik. Zobowiązałam wszystkich do złożenia w Komendzie Chorągwi krótkich, harcerskich czy też instruktorskich życiorysów. Kolejne spotkania zbiórka w listopadzie odbyła się w schronisku Szwajcarka w Rudawach Janowickich. Z atrakcji było zdobycie Sokolika 642 m.n.p.m. Oglądanie wspaniałych widoków ze stalowej Platformy Widokowej na Karkonosze, Dolinę Bobru, góry Kaczawskie i Północną część Rudaw. Ćwiczyli wspinaczkę górską, młodzi ludzie, a my próbowaliśmy ujeżdżać konia z różnym skutkiem po spotkaniu z Jurkiem Wiąckiem byłym gospodarzem schroniska dowiedzieliśmy się- dawniej ten obiekt nazywano Alpen FEN. Tak to swojsko zabrzmiało. Niepokoje w Polsce coraz większe 12 grudnia 81 spotkaliśmy się w siedzibie Komendy Chorągwi ZHP, a potem do Sobieszowa na Reymonta. W siedzibie Ligi Ochrony Przyrody niezapomniane spotkanie z Druhem hm. Józefem Dobieckim, który od 1914 roku działał w pierwszej drużynie skautowej we Lwowie. 1919- 20 był jej drużynowym. Uczestniczył jako Komendant hufca Harcerzy w obronie Lwowa. Po wojnie zamieszkał w Jeleniej Górze. Był prezesem LOP. Założył krąg byłych skautów i harcerzy Pierwszej Lwowskiej Drużyny Harcerzy. Po pełnym emocji i historycznej nuty harcerstwa pojechaliśmy pociągiem do Leszczyńca kierunek Czartak. Już było ciemno, jak dotarliśmy do schroniska. Kaloryfery zapowietrzone, w zimnym pokoju tylko Danusia ze Zbyszkiem, pozostali na materacach na korytarzu. Nocne rozmowy trwały długo, około północy dotarł pieszo zmęczony nocnym marszem w śniegu po pas żółtym szlakiem z Przełęczy Kowarskiej Leszek Fink. Delegacja FEN-u wybiera się na rozmowę z dh.Cezarym Wiklikiem rozmowy mają dotyczyć zasad funkcjonowania kręgu przy komendzie chorągwi ZHP. Burzliwa dyskusja, mam nadzieję, że ktoś pamięta, o czym planowano rozmawiać z Komendantem Chorągwi Jeleniogórskiej. Kasia ma atak, może to tylko jakiś skurcz lub kolka to trwa dosyć długo, ale po godzinie wszyscy zasypiają.Nad ranem, budzi nas pracownik schroniska. Informuję, że jest wojna. Słuchamy przemówienia generała Jaruzelskiego. Spokój, jeszcze dosypiamy, śniadanie, a Beatka z Luckiem już ułożyli piosenkę o ogłoszonym stanie wojennym. Piękny dzień. Około południa doszliśmy do kościoła w Leszczyńcu, proporzec FEN-u głęboko w plecaku, zdjęcia lorda Roberta Baden Powella schowane- do dziś nie wiem, kto je schował. Na dworcu PKP w Leszczyńcu koczujemy do godziny 17:00, potem podróż pociągiem do Jeleniej Góry. Smutne twarze, dużo wojska, plakaty obwieszczenia na dworcu w Jeleniej Górze. Młodzież sama wracała do domu. Ja wykonałam kilka telefonów do ich rodziców. Najważniejsze, wszyscy dojechali bez problemu. Co będzie dalej? Ktoś wymyśla sylwestra u Beatki Kozikowskiej w domu,My, szalone jeleniogórzanki Ewcia i ja z torbą ze słoikami( ogórki, grzybki, papryka), a przede wszystkim z kreacjami. Wyruszamy w trasę autobus do Wlenia. Potem z buta w kierunku Lwówka po drodze zabiera nas jakiś pan, który dowozi nas pod dom Beatki. Tutaj szok nasi chłopcy z kręgu w garniturach z przypiętymi różnego rodzaju odznaczeniami radzieckimi. Było nas sporo. Można po latach odtwarzać listę uczestników. Była pełna konspiracja. Pozasłaniane okna. Barszczyk pierożki uszka, półmiski pełne smakołyków a o północy życzenia lampka szampana, mnóstwo wzruszeń. Wtedy przeszłam na „Ty” z wszystkimi członkami kręgu, a potem długo rozmawialiśmy o naszej przyjaźni, idei kręgu oraz miejscu każdego z nas pod ramionami krzyża harcerskiego. Zaczął się nowy 1982 rok. Dużo pytań.
Cieszę się bardzo, że Czarek znalazł możliwość zatrudnienia Ewci w Komendzie Chorągwi, dużo pomaga w Wydziale harcerskim i wspiera mnie. Naczelnik ZHP ogłosił Alert w związku z powodzią w Płocku. Byliśmy razem na spotkaniu kadry Instruktorskiej w Pieńsku. Była też chwila z wiatrem z Pieńska. Druh Paweł Babij ten sam, który nas skutecznie oświecał w 1979 roku zaprosił nas(Ewcię i mnie) do Głównej Kwatery ZHP na robocze spotkanie przedstawicieli kręgów instruktorskich. Wiecie, że to było ogromne wyróżnienie dla tak młodego, pełnego entuzjazmu kręgu, mimo że bez doświadczenia. Miałyśmy okazję opowiedzieć o naszej krótkiej, ale bliskiej sercu historii. Wróciłyśmy przeświadczone, że warto było budować tę przyjaźń. Mimo stanu wojennego udało się za zgodą komisarza z Węglińca zorganizować zbiórkę w dniach 30 na 31 styczeń 1982 rok. Wiatr Węgliniecki przygotował grę terenową, spotkanie z młodą kadrą. Nocowaliśmy w szkole. Pomoc okazała Karolina Bednarska, komendantka hufca Węgliniec. Po wspólnej kolacji oczywiście tradycyjne kolorowe kanapki były śpiewy przy świecach, urodzinowy tort nie pamiętam, kto śpiewał. Były jakieś powroty ze studniówki. Mam nadzieję, że ktoś to dokładnie pamięta. W niedzielę powrót, potem problemy, przesłuchania, zatrzymania przez służby chłopaków FEN. Dokładnie nie pamiętam, ale może w środę lub czwartek pojawił się w moim gabinecie Komendy Chorągwi jeden smutny pan zabrał oznaczony napisem FEN opasły skoroszyt, w którym gromadziłam wszystkie dokumenty dotyczące kręgu kopie planów pracy, obozów zimowisk. Myślę, że wśród tych dokumentów był opracowany Plan obozu, a na pewno Regulamin współzawodnictwa. Różne zatwierdzone preliminarze, a przede wszystkim życiorysy harcerskie i instruktorskie członków kręgu już nigdy nie wróciły do moich rąk. Zapewne zostały zarchiwizowane. Wtedy jeszcze ta formacja nazywała się milicja. Wielu z tych młodych ludzi nawet może nie zdawało sobie sprawy, że ten smutny czas i sytuacja, wydarzenia bardzo nas cementowały. Myśl, że do przetrwania tego czasu dodawała nie tylko Mnie sił, przyjaźń oraz marzenia, które jak w piosence trzeba gonić, trzeba gonić, a nie czekać ile trosk przyniesie los”. Komenda Chorągwi przejęła od miasta i gminy Mirsk kompleks zabudowań tak zwaną” Kotlinę”. Dziś to ruiny, ale w tamtym czasie większość obiektów funkcjonowała. Zaplanowano tam inaugurację harcerskiej akcji Chorągwi Jeleniogórskiej. Prowadziłam dwutygodniowy obóz przy pomocy młodej kadry instruktorskiej z FEN-u, Hufca Lwówek, Jelenia Góra, Zgorzelec, Lubań. Wcześniej był krótki turnus w domu wczasów dziecięcych w Jagniątkowie. Lato1982 to oprócz obozu NAL na Kotlinie, obóz szkoleniowy w Liniach, na którym kadrę stanowili członkowie FEN, obóz wędrowny Kotlina 82. Planowana zbiórka kręgów w Bożkowicach, kolejne spotkania rozwój FEN-u i naszej przyjaźni zweryfikowało może nie działania Kręgu, ale mój udział jego w jego funkcjonowaniu. Zdarza się i tak …takiego scenariusza nie brałam pod uwagę.
Długo przymierzałam się, aby to spisać ale jakoś nie układały się słowa, ponieważ nie umiałam wyrazić emocji z tego czasu, a było ich bardzo dużo.
Wtedy postanowiłam. Napisać list do przyjaciela.
Drogi przyjacielu!
Lato1982r-bardzo intensywne wakacje. Już w czerwcu obóz na Kotlinie - Nieobozowa akcja letnia z młodą, pełną pomysłów i odpowiedzialności kadrą młodzieżową z różnych hufców oraz FEN-u. Na Kotlinie jeszcze nie było prądu, ale za to niesamowite ciśnienie wody w rurach. Na piętrze ogłaszałam przygotowanie do apelu ogniska zajęć programowych. Czas 5 minut. Ciebie nie było, nie było też oboźnego, ale razem z tą młodzieżą jakoś ogarniałam. W starej ujeżdżalni jak pogoda nie dopisywała, śpiewaliśmy piosenki przy dźwiękach gitary, na której grał Rafał Hołoga ze Lwówka. Kuchnia przygotowała pyszne posiłki, wszystko było gotowane na piecu i w parnikach, w których palono drewnem i węglem. Potem przywieziono duże cygara z gazem i kuchenki z palnikami zapewne było łatwiej, młodzi sprawdzili się na piątkę, było bezpiecznie. Kolejnym wyzwaniem był obóz szkoleniowy w Liniach też było bez światła w kuchni. Rządziła pani Daniela. Był to szaleńczy obóz pod okiem Krzysia Karpa i wielu FEN-owców. To był 8 miesiąc stanu wojennego, ale i w tym smutnym czasie przeżyłam radość. Nasze wspólne marzenia sprzed lat stawały się faktem. A ci, których 2 lata wcześniej zaraziliśmy swoimi wizjami, przeżywali przygodę z harcerstwem.Oni zapewne też nieśmiało marzyli o dalszych latach pod ramionami krzyża. Ja nieśmiało ale z dużą odpowiedzialnością podjęłam decyzję o spełnieniu wymogów sprawności. „Trzy pióra” kiedyś jak się spotkamy odczytam tobie notatki,szczegółowe zapiski z próby „Doba w lesie”. Dałam Radę. W sierpniu FEN wyruszył na obóz wędrowny Kotlina 82. Młodzież z różnych stron Polski wędrowała od bazy do bazy, zdobywając nowe umiejętności. Wiedzę o regionie a przede wszystkim umacniajc przyjaźń w kręgu, drużynie, grupie. Obóz wędrowny stał się wspaniałym przykładem integracji i odpowiedzialności. Cieszyłam się, że w FEN, który był kręgiem przy Komendzie Chorągwi, czyli przy strukturze Wojewódzkiej, też brał udział w tym przedsięwzięciu. Dziennikarze lokalnych mediów i prasy harcerskiej byli bardzo zainteresowani spotkaniami z uczestnikami obozu wędrownego. Dopadali grupy młodzieży na szlakach i rozsianych w Karkonoszach, Rudawach Janowickich, w górach Kaczawskich, Izerskich bazach aby przeprowadzić z nimi wywiady oraz relacjonować ich wędrówki. Jeden z jeleniogórskich dziennikarzy, mój kolega Tomasz Kędzia umówił się ze mną na spotkanie z FEN-em w bazie w Janowicach. Uprzedziłam ich o naszej wizycie i napisałam list, w którym zwróciłam uwagę na ważne fakty z okresu przygotowań do obozu, a związane z podejmowaniem prac zarobkowych. Zapewne powiedzieliby o pozyskiwaniu środków, czyli wkładu własnego do obozu wędrownego. To było świadome działanie i chciałam aby inni usłyszeli jak FEN zdobywa środki, a nie tylko liczy na wsparcie Komendy Chorągwi,ponieważ byli oni oceniani jako grupa, która jest ciągle faworyzowana i finansowana przez harcerską strukturę. Pojechaliśmy na bazę, FEN-u nie było, harcerka coś powiedziała o grze terenowej, wróciliśmy do Jeleniej Góry. Przeczuwałem, że jest coś na rzeczy. Dwa dni czekałam na FEN w Jeleniej Górze, ale nie doczekałam się wszystkich. Część pojechała do Sobieszowa na spotkanie u Wojtka. Rozczarowana wróciłam do Komendy Chorągwi, aby wieczorem pojawić się na ognisku, którego nie zorganizowano. Rozmawialiśmy inaczej jak zwykle, półsłówkami, bez radości ze spotkanie Wojtek chyba powiedział, że My krąg wiemy co mówić do mikrofonu i nie musimy otrzymywać żadnych podpowiedzi, czy formułek. W namiocie siedzieliśmy na kanadyjkach było ciemno i smutno. Kolejna baza. Pilchowice jechaliśmy pociągiem, wszyscy po jednej stronie wagonu, śpiewając dom Malowany w niebieskie róże, a ja po drugiej ze Stasiem Chłopeckim. Bezmyślnie patrzyłam na mijający w oknie pociągu las. Byłam bardzo smutna. Przyjechał Tomasz, Wojtek go przegonił ostro. Na drugi dzień pojechałam z FEN-em na Kotlinę. Tam kolejne spięcie z szefem Kotliny. Wydaje mi się, że się dokładnie wyłączyłam.Znowu byłam obca, zagubiona i wtedy zapewne podjęłam decyzję o wypisaniu się z listy członków kręgu instruktorskiego FEN. Za 2- 3 dni odbyło się zakończenie obozu Wędrownego Kotlina na apelu końcowym zameldowały się wszystkie drużyny. biorące udział w obozie. Odbyło się wręczenie dyplomów pamiątkowych, krótkie podsumowanie przedstawicieli Głównej Kwatery ZHP i Komendanta Chorągwi Jeleniogórskiej.Oni wręczyli nagrody i puchary za udział oraz sukcesy drużyn w tej formie letniego wypoczynku. Nie pamiętam, czy od razu po zakończeniu obozu, czy też po jakimś czasie odbyła się zbiórka FEN-u w Bożkowicach. Czułam się źle, Dręczyła mnie ich obojętność. Ja też chyba nie tryskałam radością i optymizmem. Nie potrafiłam walnąć ręką w stół i wygarnąć im, że to, że tu ja rozdaję Karty.Po prostu uznałam, że zostałam przerzucona na boczny tor i stamtąd nie pójdę dalej z nimi. Ogarnął mnie gniew -nie pozwolę na to, aby oni mnie wykreślili z kręgu. Najlepiej zrobię to sama. O ustalonej godzinie spotkaliśmy się w jednym z domków campingowych. Ewcia "szefowa kręgu" omówiła udział w obozie wędrownym. Były ponadto ustalenia i decyzje programowe. Słuchałem bez entuzjazmu, a serce biło mi jak młotem jak Ewcia skończyła,.Ja poprosiłam o głos, nie pamiętam, co mówiłam, ale sens był taki ":Zrozumiałem, że jesteście już okrzepłą strukturą instruktorską,radzicie sobie wyśmienicie,już mnie nie potrzebujecie. Może planujecie wykreślenie mnie z listy pierwszej kadrowej ale nie dam wam tej satysfakcji. Ja sama zrezygnuję z członkostwa. W kręgu był to dobry pełen emocji i nadziei czas wspólnie przygody, ale już się skończył. Wnioskuję o skreślenie Mnie ze składu kręgu instruktorskiego „FEN” Czy ktoś ma coś do powiedzenia?" Była cisza i milczenie powiedziałam, dziękuję. Dodałam jeszcze: mam prośbę abym mogła zachować sobie na pamiątkę naszywki FEN, chyba jeszcze coś powiedziałam. I poszłam do domku.Rano, bez słowa, zjadłam jakąś kanapkę, potem z Bogusią Szluz opalałam się nad jeziorem. Na koniec spakowałam plecak,powiedziałam, czuwaj! do widzenia i poszłam pieszo do Olszyny na przystanek PKS.Po drodze spotkałam Leszka Finka. Chyba powiedziałam mu, że rozstałam się z FEN-em. Czułam się źle, jak zbity pies, żałuję, że ciebie nie było wtedy. No cóż, tak chciał los coś się skończyło a szkoda. Mam dla ciebie w prezencie jedną naszywkę FEN-u.
Pozdrawiam Danuta.
PS.
Do członków Kręgu.
Nie zerwałam kontaktu z Wami. Dziś jestem pewna, że mam spokój w moim sercu a ta rana sprzed wielu lat już się zabliźniła. Nie czułam się obco wśród Was, bo ciągle doświadczałam wielu życzliwości i objawów przyjaźni. Przeszło 40 lat temu złożyłam w waszych sercach i duszach- moich młodych przyjaciół, pestkę FEN-u, dziś cytuję fragment "Pieśni Gruzińskiej Bułata Okudżawy i myślę o Was wszystkich, również o tych, którzy z różnych powodów odeszli z FEN-u i o tych, którzy odeszli na wieczną wartę, głównie o Teresce, Stasiu, Marku, Krzysztofie i Waldku.
„Spulchnię ziemię na zboczu i pestkę winogron w niej złożę,
A gdy winnym owocem gronowa obrodzi mi wić
Zwołam wiernych przyjaciół i serce przed nimi otworzę
bo doprawdy, czyż warto inaczej na ziemi tej żyć
Więc czym chata bogata. Darujcie, że progi za niskie
Mówcie wprost, czy się godzi siąść przy Was ucztować i pić.
Pan Bóg grzechy wybaczy i winy odpuści mi wszystkie,
Bo doprawdy, czyż warto inaczej na ziemi tej żyć, „
Danuta Sitek
A poniżej taka tam karteczka,zbiór fotografii i przyjazne twarze- po latach czas leczy rany,przyjaźń i radość przezwycięża smutek i rozterki"Kto raz przyjaźni poznał smak nie będzie trwonił słów,przy innym ogniu w inną noc do zobaczenia znnnnów"(AG)